poniedziałek, 18 stycznia 2016
Zamiast płonącej wyspy
Chciałam łyknąć kultury na inaugurację jej europejskiej stolicy. Lubię ogień. Dałam się skusić na "Płonącą wyspę". I to właściwie tyle.
Sposób prezentacji widowiska łączącego pantomimę, akrobacje i ogień sprawił, że te atrakcje podziwiać mogli tylko widzowie z pierwszych rzędów pod sceną. Jak nie można wypiętrzyć widowni na wzór trybun, to pozostaje podnieść scenę - wydawało by się, że to oczywiste, ale organizatorzy na to nie wpadli. Nie mieli też chyba żadnego pomysłu na inscenizację, bo był to zlepek sugerujący powstawanie scenariusza na zasadzie: "Łykasz ogień? Ok, to będziesz łykał. Robicie piramidę? Nada się. Umiesz chodzić na szczudłach? To cię ubierzemy cudacznie i będziesz chodził. Nic nie umiesz? Nie szkodzi, damy ci skrzydła i będziesz nimi machać..."
Odpuściłam. Świat wokół Wyspy Słodowej nie płonął, ale świecił, błyszczał i przyciągał wzrok.
Wrocław - Wyspa Słodowa, ul. Grodzka, Uniwersytet, Most Uniwersytecki, Ostrów Tumski
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Pięknie wygląda podświetlony Wrocław. Byłam w grudniu z przyjemnością przeszłam się tymi samymi ścieżkami.
OdpowiedzUsuń