„Połonina – nazwa zbiorowisk muraw alpejskich i
subalpejskich wykształconych ponad górną granicą lasu w Karpatach Wschodnich, w
Polsce najczęściej wiązana z Bieszczadami. Połonina jest wyrazem słowiańskim i
prawdopodobnie wywodzi się od słowa płonina, które oznacza miejsce płone –
puste, nieużyteczne.” (Wikipedia)
Brzmi… nieciekawie.
Ale czemu w takim razie tyle tych „połonin” w poezji, w turystycznych
piosenkach, w romantycznych opowieściach o wędrowcach i samotnikach z południowo-wschodniego skraju Polski? Długo nie rozumiałam…
A przecież wystarczyło pojechać i się wdrapać. Odetchnąć głęboko. Pójść długą, wijącą się wąską ścieżką, poczuć
wiatr przeganiający nad głową chmury, usłyszeć poszum traw. Dostrzec ich miękkie
falowanie, bogactwo barw z palety zieleni, brązów i beżów, plamy różu, żółci,
błękitu, fioletu i bieli… Otulić się w mgiełkę i zapatrzeć w górskie szczyty po horyzont
i dalej jeszcze… To nie są góry, w których zdobywa się szczyty. To kompilacja
sielskości i kuszącego bezkresu. Chce się iść przed siebie i… nie wracać. Jakieś
pierwotne siły natury czy bieszczadzkie anioły, wszechobecne tu i na poły
pogańskie? Nie ważne - kogo raz zauroczyły, ten tęskni.
Tego kto nie był, pewnie te zdjęcia nie przekonają. I to nie
dlatego, że pejzaże nie są moją specjalnością (przydał by się teleobiektyw i może coś jeszcze…) – po prostu są jak każde
górskie widoczki - malownicze, ale przecież nie bardziej niż skaliste i ostre
turnie. Niż choćby Karkonosze, które są pod bokiem.
Nie ma wyjścia – połoninę trzeba poczuć. Trzeba pojechać i się wdrapać...
Bieszczady
połoniny bieszczadzkie - dokładnie tak jak piszesz , kogo raz zauroczyły ten tęskni , tęskni na zawsze...
OdpowiedzUsuń