piątek, 27 stycznia 2012

Tygiel alchemika


Jestem piromanką… no, może nie w pełni. Nie rozniecam ognia gdzie popadnie, ale jak już się pali to mogę siedzieć i patrzeć bez końca… Ognisko, kominek, pochodnia, lampa naftowa, świeczka, zapałka nawet. Przy tych ostatnich to się nie poszaleje, bo parzą w palce, ale jak się trafi na taką dłuuuuugą wersję kominkową to trochę można ;)

To pewnie coś pierwotnego, atawizm jakiś? Ogień mnie wabi, przyciąga, hipnotyzuje. I nie o ciepło tutaj chodzi. I nawet nie o ten falujący jasny płomień. Najbardziej fascynujące jest pod spodem. To tam jest czysta magia. Tam wszystko, niezależnie od wcześniejszej barwy, konsystencji i pochodzenia zamienia się w prawdziwe złoto. Płynne, pulsujące, pełne gorącego blasku.

Na chwilę, na moment. Trzeba by alchemicznej wiedzy tajemnej, żeby ten proces zatrzymać.
Bogactwo na wyciągniecie ręki…







Wrocław


wtorek, 24 stycznia 2012

Nie kijem to...

Pomocna dłoń trzymająca barierkę, czy łapsko dzierżące groźny kij ? Interpretacja zależy od aktualnego w danej chwili postrzegania świata...



Dubrownik


niedziela, 22 stycznia 2012

Dendroizm

"Adoracja drzewa"  (Tadeusz Śliwiak)

Jestem drzewo
przysięgą na wierność ziemi
są moje korzenie
jestem drzewo
twój dozgonny przyjaciel
uderz w pień
odezwą się
wszystkie moje struny
słuchaj ich
żadna nie dzwoni fałszywie

rodzę dla ciebie
owoce o smaku słońca i deszczu                                      
jestem śpiew ziemi dla oczu
jestem radość ptaków



Jestem twojej dłoni wklęsłość
przybieram jej kształt
uczę się twoich palców
jestem dla ciebie
instrument i wiosło
jestem proste narzędzie
i wymyślna figura
ostatnia deska ratunku
stół

jestem drzewo
jestem własny pomnik
za późniejsze zasługi






Kiedyś, dawno temu natrafiłam przypadkiem na ten wiersz. Zaskoczył, poruszył i zachwycił. Uwierzyłam – jak w religię...

Świat się zaroił od istot żyjących, czujących i przyjaznych. Osłaniają przed słońcem, chronią od deszczu, karmią, izolują od zgiełku i hałasu, pochłaniają złe moce. I są piękne - sycą oczy kolorami, kołyszą szelestem łagodnym, pachną magicznie, pozwalają nam oddychać. Nawet zimą okraszają puste niebo ornamentami swoich koron.

Czynią życie bardziej znośnym. Uwielbiam ich towarzystwo. Współistnieję – odpoczywam wśród nich, patrzę, podziwiam, fotografuję. I współodczuwam. Boli mnie każde okaleczone i zamordowane drzewo, każdy wykarczowany krzak. Na dźwięk piły mechanicznej kora mi cierpnie i stygną soki... Pewnie dlatego mój własny ogród przypomina miniaturę dżungli, a bluszcz przystrzygam dopiero wtedy, kiedy nie pozwala mi zamknąć okna.

Wiem, że i po to są. By je rąbać, ciąć, obrabiać, heblować, zbijać i rzeźbić. Korzystam przecież – lubię łagodne barwy, niezwykłe wzory i faktury, ciepły dotyk i miękkość nacisku drewnianych desek i innych podarowanych nam przez nie przedmiotów. Ale nie potrafię zaakceptować niecelowej zbrodni wycinania tych, które od lat żyły wśród nas. Tam, gdzie czyni to pustkę. Tylko dlatego, że komuś nagle zaczęły przeszkadzać, stały na drodze, zasłaniały słońce, kolidowały z ideą gołego i równiutkiego trawnika.

Były tu przede mną, i oby po mnie zostały...








Bieszczady, Wrocław

czwartek, 19 stycznia 2012

A'la Monet

Jest taki park. Parku ideał chodzący… tzn. rosnący oczywiście ;)

Park Szczytnicki we Wrocławiu. Oficjalnie powstał i został ukształtowany w stylu angielskim w XVIII wieku, ale wiele pozostało tu z wcześniejszego lasu. Wypełnia centrum Wielkiej Wyspy, oparty z jednej strony o kompleks Hali Stulecia (przez niektórych Halą Ludową zwanej), z drugiej o stary i też pięknie wśród drzew położony Stadion Olimpijski . Ponad 100 ha powierzchni, mnogość ogromna gatunków drzew, krzewów i pomniejszych roślin, rozległe przestrzenie zielone, alejki, ścieżki, placyki, kanały, mostki, kamienie, obeliski, kościół drewniany, ogród japoński - zakątki magiczne.

Dużo go w moim albumie. Dzisiaj jego impresjonistyczne wcielenie – jak z Moneta.








Nenufarów tylko brak, czyż nie?

(Claude Monet)

Wrocław - Park Szczytnicki

niedziela, 15 stycznia 2012

Zimny szklarz

Kałuża – miniatura akwenu, pułapka dla kropli, wspomnienie ulewy.

W dzieciństwie miała swój urok – była taka wielka pod moim domem. Brodzić można było, stateczki z papieru pływały, zimą pierwszy lód trzaskał pod tupnięciem, potem zamieniała się w podręczne lodowisko. W końcu wyremontowali drogę i zniknęła...

Teraz jakoś mniej je lubię – ubłocić się można, ochlapią albo zamrożone i perfidnie ukryte pod śniegiem zafundują chodnikowy rollercoaster...

Ale mróz je kocha i zamienia w swoje witraże, kolaże, obrazy w szkle. Oprawia w nie liście, owoce, patyki - jak w srebrne koronki.













Wrocław - Park Szczytnicki


środa, 11 stycznia 2012

Kuchnia skojarzeń

Antidotum na wilgoć i chłód zaokienny:

1.  zagotować


2.  zaparzyć


3.  nalać


4.  i dodać łyżeczkę...


niedziela, 8 stycznia 2012

Z tęsknoty za blaskiem


Szaro, buro, mrocznie, nie wiadomo kiedy właściwie dzień się zaczyna i kiedy kończy. Chandra totalna!

Z natury jestem chłodnolubna. Nie przepadam za tym jak pali, praży i oślepia...  Ale doceniam jego zasługi dla estetyki – nasyca barwy, wyostrza kształty, rozświetla przestrzeń i dodaje przejrzystości powietrzu. Duszę też jakby rozjaśnia... No i ma wyjątkowy talent do PR – tak spektakularnych wejść i wyjść każdy celebryta może mu pozazdrościć…

Wschody pamiętam z lat szczenięcych, gdy każdy obóz zaczynał się od nocnego alarmu i wyprawy na plażę, na powitanie morza i wyłaniającego się z fal słońca. Z czasem człowiek robi się bardziej wygodny – ogranicza się do zachodów...

Tam gdzie nieba dostatek. Nad morzem - 





I w górach -




Bałtyk, Bieszczady


piątek, 6 stycznia 2012

Na Trzech Króli – książę sławiony (i jeden święty)


Można mieć ulubioną postać historyczną? Brzmi infantylnie. Ale skoro początek mojej sympatii datuje się na czasy wczesno-edukacyjne, to chyba jestem usprawiedliwiona.

Dzisiaj nie bardzo już pamiętam, co mnie wtedy zauroczyło. Może udzieliło mi się uwielbienie starego kronikarza Galla Anonima. A może był to lokalny patriotyzm związany z tym, że w moim mieście, przez niektórych uważanym za niemieckie, jedna z dzielnic nosi nazwę Psie Pole, na pamiątkę spektakularnego (choć czasem historycy kwestionują pewne jego aspekty ) bitewnego tryumfu nad Niemcami właśnie. I legenda księcia, którego niekonwencjonalnych technik walki i odwagi wrogowie bali się tak bardzo, że śpiewali o nim pieśni groźno-chwalebne. No i portret księcia-rycerza szlachetnej postury pędzla Jana Matejki pewnie nie był bez winy ;)

Gdzieś w tym wszystkim przewija się też upodobanie do pieśni „Ballada o cudownych narodzinach Bolesława Krzywoustego”, choć jak w schemacie jajko-kura, nie potrafię określić, co było pierwsze.

Ale to ona właśnie zawiodła mnie w sierpniu do miejscowości Inowłódz, w której stoi, usytuowany malowniczo na wzgórzu i pięknie zrekonstruowany, jeden z kościołów poświęconych św. Idziemu. Przyobiecany i ufundowany przez Władysław Hermana jako podziękowanie za owe, jak wierzono, cudownie za wstawiennictwem świętego sprawione narodziny książęcego potomka.







 I pieśń... przed kościołem, w drewnie zapisana -


I nieopodal, plenerowo i w tanecznych rytmach odśpiewana...


Inowłódź



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...